Dziecko dolecialo, zakwaterowalo sie i ciagle cos je.
Lot byl udany, chociaz ciekzo bylo zasnac i w ogole spac bylo ciezko. Obserwowalam, jak sie zmienia krajobraz za oknem. Najpierw ubywalo coraz wiecej drzew, teren robil sie raczej sawanny, ale duzo rzek przecinalo wzgorza. Pozniej po rzekach zostaly tylko puste koryta.
Ciekawie wyglada polozenie miasteczka, pobliskie gory stanowia jakby brame wejsciowa do miasta. A z gory wygladaja jak zatrzymana fala lub moze jak brzeg miski. Miasteczko jest raczej male, puste, ale dzisiaj niedziela, wiec moze dlatego. Duzo wiecej tu Aborygenow niz w Cairns i jest tu bardzo duzo galerii z ich dzielami.
Hostel Annie's Place wyglada sympatycznie. Bylam tam z 10 min, ale rozni sie od Nomands w Cairns. Bede spac tym razem na gornym lozku, bo dolne zajete wszystkie. Mam nadzieje, ze bede spac, bo wewnatrz hostel tworzy kwadrat, gdzie sa pokoje, kuchnia i bar. Takze doskonale wszystko slychac :) a ja jutro na 5.45 musze byc gotowa na podroz!!!
No wlasnie, kupilam wode, czapke z daszkiem i cos na kolacje. Jest bardzo slonecznie, ale troche wieje chlodny wiaterek! Ubieram kurtke :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz