Wczorajsza notke pisalam caly dzien, dzisiaj nie mialam zbyt wiele czasu :))
Moja wspollokatorka poszla bardzo wczesnie spac i ja zaraz po niej, bo tez bylam bardzo zmeczona, wiec rano obudzilam sie przed 7. Nie wiem tylko czy sama, czy przyczynily sie do tego hiszpanki z pokoju obok. Jeszcze troche polezalam i po 7 zaczelam sie zbierac. Poszlam na sniadanko - dwa tosty z dzemami, a potem do miasteczka. Znowu mi uciekl bus i szlam na piechote ok. 40min, moze wiecej. Zaszlam znow do visitor centre popytac o wycieczke. Dostalam propozycje wycieczki na rafe 20proc. taniej niz w hostelu. Kupilam na piatek. Caly czas sie zastanawiam, czy udac sie do lasu deszczowego i jak zrobic to najtaniej. Dlatego jutro wybieram sie do moejscowosci zwanej Kuranda, dokad wiele wycieczek prowadzi, ale jest to bardzo niedaleko Cairns.
Wczoraj pisalam o niklych mozliwosciach zazywania kapieli wodnych w Cairns, wiec udalam sie w przedpoludniem na plaze polnocne. Zaczelam od najdalszej Palm Cove. Na przystanku spotkalam Koreanke, do ktorej zagadalam, i razem wedrowalysmy dalej. W Palm Cove najpierw zjadlysmy, potem byly poszukiwania miejsca do lezenia, potem toaleta, pozniej znow poszukiwania :)) w koncu, sie polozylysmy po jakiejs godzinie :) ja tylko na chwile, bo poszlam plywac!!! Woda duzo cieplejsza niz w Sydney, ale nie taka przejrzysta, chyba znowu przez bliskosc lasu. Wiec w wodzie nie widzialam nawet swoich stop. Potem znalazlam informacje, ze w tej wodzie moga plywac krokodyle i inne morskie niebezpieczenstwa, a powinnam plywac kolo ratownika 600m dalej.
Bardzo szybko zachodzilo slonce za drzewa, ktore dawaly duzo duzo cienia i nie moglam sie opalac. Po jakims czasie zrobilo sie dosc chlodno i wietrznie, wiec pojechalysmy na inna plaze. Tam bylo tak samo :) z tymze byla mozliwosc schowania sie za skaly. Wiec tam sie skierowalysmy. Ok 17 wracalysmy do Cairns. Umowilysmy sie, ze kiedy Danson dotrze do Sydney pokaze mi jak sie je seafood, czyli krewetki, kraby, raki i osmiornice :))) ale moze jeszcze w Cairns pojdziemy na kolacje, MOZE :)
Po powrocie do hostelu okazalo sie, ze mam kolejne dwie wspollokatorki. W sumie dwie dziewczyny z Anglii i jedna Niemke. Angliczki mowia tak, ze w ogole ich nie rozumiem. Za to Niemka, ktora tak na prawde jest Rosjanka, mowi po angielsku z charakterystycznym niemieckim akcentem. Czuje sie troche jak ja tutaj, bo nie rozumie wszystkiego i jej nie rozumieja tez, wiec jutro wybieramy sie razem na sniadanie i do Kurandy.
W trakcie czekania (i poszukiwania) na busa do hostelu, zauwazylam, ze nietoperze nie tylko wisza na drzewach, ale tez lataja!!! I to sa te duze nietoperze, najbardziej znane :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz