poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Zwiedzanie - Hyde Park, Royal Botanic Gardens

Fontanna w Hyde Park
Pewnego całkiem słonecznego dnia wybrałam się na spacer po parkach centrum Sydney. Pełno tu skwerów i zieleni, które podpisane na mapie są "park", ale tak naprawdę jest to kawałek trawnika czasem z jakimś egzotycznym drzewkiem, piękną ławeczką, bądź przygotowany rekreacyjnie dla tutejszych biegusów oraz jako boiska szkolne.

Moim celem był Hyde Park i Royal Botanic Gardens, czyli największe zielone plamy na mapie centrum Sydney. By dostać się do tego pierwszego udałam się pociągiem do samiuśkiego centrum. stacja Town Hall jest jak morze, w którym ludzie się przemieszczają niczym ławica ryb - wszyscy razem w stronę wyjścia. Później, gdy wyjść się okazało być wiele, tłum się rozbiegł, a ja utknęłam, bo nie wiedziałam za kim iść by wydostać się na powierzchnię. W końcu zlokalizowałam schody! Przez  to wszystko jednak straciłam orientację w terenie i oczywiście poszłam nie w tą stronę :)

Po odnalezieniu wielkiego trawnika, zwanego Hyde Parkiem, przysiadłam na trawce i... i nie mogłam się odprężyć, bo panował tam straszny hałas! Uliczny zgiełk, śpiew grajka, rechot młodych i wiele, wiele innych dźwięków docierało do mnie bardzo wyraźnie. Hyde Park ma dwie atrakcje (oprócz tego, że samo w sobie jest atrakcją) - historyczną (Grób Nieznanego Żołnierza) i rozrywkową (fontannę). Oba obiekty są wielkie, bogato zdobione i każdy chce mieć z tym zdjęcie :)  Grób jednak posiada bardziej stonowaną formę, chociaż też z fantazją - przed nim zrobiono prostokątny zbiornik wodny, by Grób odbijał się w jego tafli. Chyba tylko z kosmosu to widać, bo pod żadnym kątem mnie się nie udało tego dostrzec. Australijczycy bardzo serio traktują historię i to, że brali udział w wojnach o światowym znaczeniu.

Hyde Park



Grób Nieznanego Żołnierza
W środku Grobu
Królewskie Ogrody Botaniczne są prawdziwą oazą, tu już nie dochodzi miejski zgiełk i jest bardzo miło się zanurzyć w tą zieleń. Byłam już jednak za późno by wejść do palmiarni, ale przeszłam sobie ścieżką, przygotowaną na wzór lasu równikowego. Pobłądziłam sobie trochę wśród figowców, palm, kaktusów i ogródków zielarskich. Chodzę sobie, chodzę, aż tu nagle trafiłam na oczko wodne z kaczkami podobnymi do naszych, zrobiłam zdjęcie. Potem patrzę, co się wokół mnie znajduje, a tu na drzewie... wampiry!!! Wielkie, jakich nigdy nie widziałam i w dodatku tak blisko, nie za kratą, tylko na wyciągnięcie ręki!

nietoperze

Tak się gapię na te nietoperze, a tu coś z daleka wrzeszczy i wrzeszczy, coraz bliżej. Patrzę przed siebie, a tu prosto na mnie leci biała wielka, wściekła papuga!!! UUuu! Aż mnie dreszcz ze strachu przeszedł! Uciekłam kawałek, a ona jeszcze za mną idzie! :))
Na tym się skończyło moje zwiedzanie parków, poszłam już z powrotem do domu :)

Na drugi dzień spotkałam Simone, Niemkę w moim wieku, która przyjechała do Sydney na jeden dzień miedzy wizytą u koleżanki w Canberze, a wycieczką objazdową. Ponieważ obie nie jesteśmy obarczone obowiązkami, to pokazałam jej miasto. Z Darling Harbour, którego nie udało mi się zwiedzić przez brzydką pogodę, pojechałyśmy do Circular Quay, by Simone na własne oczy zobaczyła operę oczywiście. Było jeszcze przed 17, kiedy znajdowałyśmy się w pobliżu Ogródów Botanicznych, więc postanowiłam zaprowadzić Simone do miejsca, gdzie napadła mnie ta papuga. Idąc, już z daleka słyszałyśmy okropne wrzaski. Po drugiej stronie brzegu rozrabiała grupa białych papug. Miałyśmy takie szczęście, że kiedy tylko doszłyśmy do miejsca nietoperzy, papugi przeniosły się na naszą stronę. Ja się chowałam za Simone, a ona robiła zdjęcia nietoperzom :))

Po spacerku, poszłyśmy coś upolować. Skończyło się na piwku w knajpie bawarskiej LoewenBrau, gdyż było to jedno z niewielu już otwartych miejsc, a poza tym dla Simone było to bardzo niesamowite, że na końcu świata jest bawarska knajpa! Okazało się, że dziadek Simone pochodzi z Breslau. Umówiłyśmy się na wizytę podczas rozgrywek euro2012 :)) Mam nadzieję, że przyjedzie. Do tego czasu podszkolę swój niemiecki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz