piątek, 12 sierpnia 2011

Zwiedzanie - the Rocks i Circular Quay

Trochę nudnawo się tu zrobiło, więc czas zacząć wędrówki po Sydney. Powoli, krok za krokiem, dzień za dniem (itd.) coraz bardziej moje wędrówki sięgają dalej w głąb Sydney. Pierwsze dwie to było tylko przejście (lup przepłynięcie ) przez most (lub pod mostem) i zwiedzanie najbliższej okolicy, czyli the Rocks  i Circular Quay. Są to najstarsze dzielnice Sydney, wokół których rozpinają się wieżowce i biurowce. A stara część jest jakby nietknięta, chociaż świeża i pachnąca.


Do rzeczy

Circular Quay jest to port, w którym cumują małe statki, zazwyczaj przewożące ludzi z jednego brzegu zatoki na drugi. Stąd można też popłynąć na wycieczki w najciekawsze miejsca u wybrzeży Sydney. Circular Quay jest to taki punkt, skąd najwygodniej można podziwiać Sydney Harbour  Bridge i Operę.

Opera jak wygląda każdy wie, ale na pewno moje zdjęcie będzie najlepsze :)) Niestety, niewiele ludzi słyszało o moście Sydney Harbour, który jest na prawdę wielki i ważny dla Sydney, bo łączy dwa przeciwległe brzegi zatoki. 

 The Rocks, czyli skały ma dwojakie znaczenie. Pierwsze całkiem rzeczowe, bo powstało na skałach, ale też moge powiedzieć, że chodzi tu o twarde jak skała fundamenty nowego państwa, jakie tu powstało.

Po drugiej stronie mostu znajduje się małe osiedle domków jednorodzinnych, bądź szeregówek. Nad osiedlem góruje wzgórze, na które szczycie w pobliżu drogi ekspresowej znajduje się Australian Observatory (E). Zajrzałam tam na momencik, bo wejście było za darmo :D W środku jest wiele starych, pozłacanych przedmiotów lokalizacyjnych (takie GPSy z przeszłości) i lunety. Na tym wzgórzu znajduje się również mały skwerek, z którego świetnie widać Millers Point i Sydney Harbour Bridge. Posiedziałam tam chwilkę, zrobiłam sobie sama zdjęcia, dzięki samowyzwalaczowi. Usztywniłam apart moim super przewodnikiem. Chwilę pogapiłam się na wielki imprezowy prom i poszłam. Na drugi dzień nie mogłam znaleźć przewodnika, koniec zaginął. Strasznie było mi przykro, bo 1. był wypożyczony z biblioteki, a 2. to był na prawdę dobry przewodnik! Wędrując na drugi dzień zaszłam jeszcze raz na wzgórze Australian Observatory. Patrzę, a na ławce, gdzie robiłam sobie zdjęcia siedzi pan z pieskiem i czyta mój przewodnik! Podchodzę szybko do niego, z wielkim bananem na twarzy i się pytam czy to jego? On jak tylko mnie zobaczył to odłożył szybko przewodnik i złapał kurczowo pieska (który zamiast na trawie łaził po ławce), a potem się śmiał, że chciał poczytać, ale nie rozumie języka :) I tak odzyskałam przewodnik (oraz oszczędziłam na odkupieniu książki bibliotece :P).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz